sobota, 20 lipca 2013

Jutro spotkanie



Hej!
Jutro przyjeżdża do mnie Natalia (ta znad morza)! Ale się cieszę!! Teraz muszę do niej zadzwonić i dowiedzieć się, jakie jest jej ulubione zwierzę, aby je narysować.
Wczoraj coś mnie wzięło na safari, i narysowałam żyrafę, a także słonia. Rysunki najprawdopodobniej umieszczę na blogu www.martynarysunki.blogspot.com
Sorki, że post jest taki krótki, ale mam dużo pracy - sprzątanie, dekorowanie, dedykacje, przygotowania do imprezy... Masa roboty!
Dlatego już się z Wami żegnam. Aha, zapomniałam! Dzisiaj Jaśmina wzięła ode mnie Czarusia! Trochę tęsknię, ale cieszę się, bo Jaśmina niedawno dostała małego labradorka. Chociaż, również jest mi smutno, że Neo nie jest już szczeniaczkiem, i mniej osób się nim zachwyca... Ale i tak dla mnie na zawsze zostanie najlepszym przyjacielem ♥
To pa pa, miłego popołudnia!

piątek, 12 lipca 2013

Świnka... morska



No i się doczekałam.
To było wczoraj. Wróciłam do domu od babci. Godzina 18:03. Usłyszałam dzwonek telefonu "Whistle" i podbiegłam, aby odebrać. Dzwonił nieznajomy numer, więc z niechęcią to zrobiłam. Przywitał mnie głos Jaśminy, z wieścią, że zaraz przyjedzie Czaruś - jej świnka morska. Chyba już coś tam o niej pisałam?
Przyjeżdża do mnie na dwa tygodnie, do czasu, aż Jaśmina wróci z wakacji... Oto zdjęcia wykonane przez Jaśminę:



Gdy już był u mnie w domu, Neo od razu zaczął go wąchać (a przynajmniej próbował), warczeć, ale tak jakby dla zabawy, i szturchać klatkę. Potem położył się obok niej i prawie przysypiał, ale gdy tylko Czarek obracał głowę, zrywał się na równe nogi. Wyglądało to prześmiesznie.
Nazajutrz Czaruś był bardzo grzeczny (dzisiaj :D). Dałam mu sałatę, opłukaną i wysuszoną, bo nie wolno mu jeść mokrego. Schrupał z przyjemnością listek i ułożył się na sianku.
Przez cały dzień często go wyjmowałam z klatki, jak poleciła Jaśmina. Wspinał mi się wtedy na ramiona i wbijał malutkimi pazurkami. Bardzo fajne zwierzątko.
Ja też zrobiłam zdjęcia, i muszę się wam nimi pochwalić:
 Troszkę się ruszył...
 Włochaty tyłeczek... Z rudą plamką!
 Tylko jedna łapka jest biała!
 Ale cudo, prawda?
 W całej okazałości.
 A tutaj w klatce, z marchewką.

 Znowu się ruszył chłopak!

 Ukryty w sianku...
...i od góry.
Świnka jest cudowna i mam zamiar poprosić o taką samą rodziców - no przecież jest taka czadowa! Ale to dopiero, jak oddam ją Jaśminie. A teraz czekam na komentarze, komentarze i jeszcze raz komentarze! ;>


niedziela, 7 lipca 2013

Lato moją ulubioną porą roku

Siemka,

Przez te ostatnie parę tygodni wiele się w moim życiu zmieniło. Przede wszystkim, zaczęłam inaczej spostrzegać świat, w którym żyję. Następną zmianą, a właściwie moim postanowieniem, jest bycie bardziej wyrozumiałą i dorosłą. W końcu już za dwa miesiące idę do piątej klasy. Chcę więc  przedstawić Wam mój plan co do wakacji.
Teraz jestem u babci. Bardzo lubię do niej przyjeżdżać, bo zawsze znajdują się jakieś ciekawe zajęcia. Dzisiaj rano akurat pomagałam babci przy obiedzie, a potem poszłyśmy do kościoła. Gdy wróciłam, wyszłam z psem na spacer, zabierając przy tym piłkę - jego ulubioną zabawkę. Oczywiście mam na myśli piłkę tenisową. Biegał za nią jak szalony, przewracał się, skakał, a potem położył się w cieniu i westchnął ciężko, wciąż nie przestając dyszeć. Teraz jestem po spacerze i gram sobie na kompie, a mam co tutaj robić.
Jutro jadę z babcią do fryzjera, znów podciąć końcówki włosów i zrobić grzywkę. We wtorek przyjeżdża z kolei do nas fryzjerka psa, i strzyże go. Następnie idziemy z nim do biblioteki, pochwalić się znajomej pani, która tam pracuje.
W czwartek jadę do domu, ale nie ma się co smucić, bo zaraz przychodzi do mnie Jaśmina i daje mi pod opiekę śliczną czarną świnkę morską o imieniu Czaruś. Bardzo się cieszę, bo nigdy jeszcze nie miałam żadnego gryzonia ani nic w tym stylu.
Właśnie piszę na Skypie z Jaśminą. Powiedziała mi, że jeszcze nie wie, czy będzie wyjeżdżać. W takim wypadku nici z Czarka. No, ale wszystko ma swoje plusy i minusy. Zastanawiam się, jakie są właśnie w tej sprawie. Może po prostu to nic ważnego, zwyczajny pobyt u mnie jakiegoś zwierzaka? A może to coś więcej, może ten gryzoń zapoczątkuje moją miłość do małych stworzonek, albo rodzice się do nich przekonają, i zrobią w tym kierunku jakiś krok? Sama nie wiem...
Mój mały przyjaciel - Nysiek, właśnie teraz siedzi sobie na babcinym balkonie. Jest o wiele dłuższy, niż u nas w domu, więc może swobodnie się po nim poruszać. Wygląda przez barierkę z zaciekawieniem i węszy w poszukiwaniu jakiś ciekawych zapachów. A kto wie, może wypatrzy tam, na dole, jakiegoś interesującego psa, lub co jeszcze lepsze - kota? Wszedł pod leżak i wsadził głowę jeszcze głębiej przez barierki. Na chwilę przyjął pozycję bojową - schylił się i zaczął mierzyć podwórko srogim wzrokiem. O, Jaśmina do mnie napisała. Przez chwilę zajęłam się komputerem, a już słyszę skamlenie mojego psa. Potem odgłos przemienił się w miarowe miauczenie, a potem jeszcze doszło do tego jakby wycie, co mogło też przypominać płacz.
Zobaczyłam, co się dzieje. Okazało się, że Neo upatrzył sobie bardzo dobrze znany mu obiekt - piłkę do tenisa. Leży na suszarce, bo tak ją ubrudził na spacerze, że trzeba było ją od razu umyć. Teraz biedaczyna jęczy za swoją zabawką i smutnym wzrokiem patrzy na piłkę.
Na dworze świeci słońce, ale nie do końca, bo częściowo ukryło się za chmurą. Wieje lekki wiaterek, idealna pogoda na piknik albo spacer. Widzę z okna bujny gąszcz liści. W ogóle nie widać, żeby zaraz za nimi była ruchliwa ulica. Ptaki ćwierkają na drzewach, a wraz z nimi skrzekliwe sroki. Gdzieś na balkonie obok zawodzi małe dziecko. Wszystko się zgrało w zwiewny dźwięk lata w pełni. W oddali usłyszałam tramwaj sunący po szynach.
Z moich zamyśleń wyrwała mnie babcia. Powiedziała, że mam iść do sklepu po "śmietanę dwunastkę i dwie gałki lodów". Z początku nie zrozumiałam, ale potem sobie przypomniałam, że u babci w sklepie są lody sprzedawane po gałce w plastikowych pojemnikach. Westchnęłam i poszłam do owego sklepu. Na szczęście nie było kolejki, więc szybko kupiłam to, co chciałam, i wróciłam do domu.
Pisząc "chciałam", napisałam przypadkowo "chcihałam", co mi przypomniało o "chiuaua". Bo właśnie taki pies siedział na kolanach jakiejś pani w restauracji, w której byłam z rodzicami i babcią (w SkyTower).
"Czerwone Sombrero" zapowiadało się bardzo przyjemnie, zwłaszcza zachęcało pięknym wystrojem i szeroką gamą potraw w menu. Wybraliśmy potrawę. Właściwie to sami musieliśmy znaleźć sobie kartę dań z innego stolika, ale pominę ten szczegół. No więc czekaliśmy, aż pan kelner łaskawie przyjdzie zapytać się o nasze zamówienie. No więc czekaliśmy 10 minut. Lekko podenerwowani, powiedzieliśmy, na co mamy ochotę, i rozsiedliśmy się na drewnianych krzesłach z miękkimi poduszkami. Ja wsłuchałam się meksykańską muzykę, puszczoną chyba z YouTube, i nie mogłam nacieszyć moich oczu wystrojem restauracji.
Szary słup, nudny i nieciekawy, (podtrzymujący konstrukcję) został przemalowany na matową czerń, natomiast na nim wytapetowane na różowo i szaro meksykańskie napisy. Na ścianach były stylowe czaszki, a na stołach stały kaktusy w różnych kształtach. No ale oczywiście człowiek nie może się nacieszyć tym widokiem, bo zaraz rodzice gadają że "strasznie długo czekamy" i "już dłużej nie wytrzymamy".
Ja natomiast zachowałam zimną krew i starałam się być spokojna. Okazało się, że właściciel restauracji sam przygotowuje dania dla klientów, bo drugi kucharz się rozchorował. A jeszcze była pani i pan, wypełniali funkcję kelnera i kogoś tam jeszcze, nie pamiętam. Ogółem nie ogarniali restauracji.
Już mieliśmy wracać do domu. Już wyszliśmy z lokalu, aby się ubrać i poczekać na tatę, który na chwilę został w środku. Już ubieraliśmy bluzy, a mama wyciągała kluczyk od samochodu. Lecz nagle okazało się, że nasze danie już "jest". Więc weszliśmy i usiedliśmy z powrotem na miejscach. Jednak jedzenie nie było "już", tylko za kolejne 20 minut! Naprawdę okropne. W wypadku, kiedy nie ma kucharza, powinni zamknąć restaurację. Tak przynajmniej ja uważam.
Zjedliśmy w (prawie) milczeniu posiłek. W sumie, wiecie ile czekaliśmy na jedzenie? Ponad 2 godziny!!! Niedopuszczalne! A babcia, która składała zamówienie osobno, nawet kiedy już zjedliśmy danie główne, nadal nie dostała sałatki! Poprosiliśmy pana (a raczej zapytaliśmy, czy będzie przed 20:00), żeby spytał się o nią szefa. Niestety, odpowiedź była zwięzła i nie wskazywała na to, że babcia się doczeka dania: "w dupie".
Niezbyt udał się ten obiad. Zapłaciliśmy tylko za herbatę i zupę (ja jadłam kaktusową).
Tak zmieniając temat, ostatnio zaczytałam się we wspaniałej książce : "Como, wróć!". Polecam ją wszystkim, dla których liczy się los zwierząt, a także obchodzi ich szczęście, jakiego mogą doznać.
Na obecną chwilę czytam "Lassie wróć!". Również bardzo ciekawa książka, na pewno każdy ją zna.
A tak aktualnie, to jem pysznego loda (tego co kupiłam w sklepie) i gram w Minecrafta. Podobno jutro wyjdzie nowa wersja, i nie mogę się doczekać.
Mam nadzieję, że mój wpis był wyczerpujący i ciekawy dla was. Proszę, piszcie komentarze! ;>